Weteran
Pięta, palce, pięta, palce… Poruszał się jak prawdziwy weteran służb specjalnych wielokrotnie odznaczany za odwagę. Pięta, palce… Półmrok otoczył pierwsze piętro, po którym się skradał. Jedynie cienie drzew widoczne w oknie majaczyły sennie poddając się podmuchom majowego wiatru. Dotarł do schodów, przylgnął do ściany, uspokoił oddech. Serce nieco zwolniło. Raz, dwa, trzy i…
Palce, pięta, palce, pięta… Schodził powoli, by nic nie skrzypnęło. Znał te schody doskonale, z każdą spękaną deseczką miał wspomnienia. Jednak teraz myślał zupełnie o czymś innym, o czymś co nie dawało mu spać. Palce, pięta i już parter. Przed nim wyłonił się nieprzenikniony korytarz. Zatrzymał się więc, rozejrzał i nasłuchiwał. Ciszę przełamywał rytmiczny stukot zegara w salonie. Od celu znajdującego się na wprost, dzieliło go już tylko dziewięć kroków.
Pięta, palce… Dwa, jeden, jest! Lewą ręką złapał za uchwyt, prawą przytrzymał od góry i otworzył lodówkę sprytnie blokując oświetlenie. Szybkim ruchem szarpnął kawałek jałowcowej, wpakował do ust i zamknął drzwi. Poddał się chwili rozkoszy jedząc ze smakiem. Pozostało tylko wrócić niezauważonym do sypialni.
Tekst własny.


